niedziela, 13 listopada 2011

CiuciuBabka

Nie wiem dla czego, ale wydaje mi się że przez całe życie się gdzieś spieszę i czegoś szukam. Niestety często z marnym skutkiem hmmm...

Umówiłam się na weekend z dziewczynami i ich pociechami. Zaczęłam się zbierać ok 7 rano zaraz po przebudzeniu się Emilki. Wydawałoby się że do 11 jest sporo czasu. Wpadłam w wir porządków porannych, pomieszanych z przygotowaniem prowiantu, ciuchów etc. na wyjście. Po dwóch godzinach zabawy w CiuciuBabkę z różnymi przedmiotami zorientowałam się, że jestem w totalnym proszku, dom jest w ruinie, aparat nie naładowany, telefon to samo, ja nie wykąpana, dzieci nie ubrane, ogólnie dramat!!!

Pięć minut przed jedenastą wypadam z domu ciągnąc Maćka za rękę, z Emilką na rękach, trzema torbami, telefonem przy uchu, a tu jeszcze trzeba dojechać na Żoliborz dystans do pokonania
ok 20 min.Wsadziłam psa do domu, dzieci i torby do samochodu,  noooo i nareszcie jedziemy…

Jest cudownie tylko szkoda, że połowa Warszawki jest zakorkowana bo budowa metra, stadionu, przebudowa torowiska i dobrze tylko że Wisły nie przenoszą wrr... CiuciuBabki ciąg dalszy,
w poszukiwaniu ujścia na Żoliborz tak by nie wpaść w kolejny korek!

Spóźniona zaledwie 45 minut, spotkałam po drodze Elizę (bo była z małym u lekarza),  czekała na nas Jola która dotarła na czas :(













































Po posiedzeniu krótkim przy kawo-soczku wyruszamy na pobliski cudny plac zabaw. No i się zaczyna!!! Ja z tymi torbami ciężkimi jak pierun (nie potrafię się pakować na takie wyprawy zawsze biorę za dużo), biegam z językiem do pasa za dziećmi coby ich nie stracić z oczu, bo tłumy ludzi wyległo na słońce jesienne. Staram się popstrykać kilka fotek, bo to rzadkość takie spotkanie.


























































































W pewnym momencie tracę z oczu Maćka, latam wzrokiem po ubiorach dziecięcych iii…
ufff jest 10 metrów dalej, na drabince wisi. Odwracam się by zerknąć na Emilkę, a tej… O MATKO nie ma!!! Dziewczyny pełne podziwu zaskoczone moją stoicką miną w takiej sytuacji, poszukują razem ze mną, różowych kropek na płaszczyku Emi. Weszła mi chyba w nawyk ta "zabawa" CiuciuBabkowa.
Gdzie takie maleństwo kiepsko jeszcze chodzące i przewracające się co 10 kroków, mogło się podziać? Cztery głowy obracające się niczym sowy dookoła szukają dłuższą chwilę.
Moja zaradna dziewczynka odnalazła się na karuzeli, nie do wiary, ktoś z dorosłych ją posadził! Nie przyszło mi do głowy szukać jej na karuzeli! Pewnie podeszła, popatrzyła tymi swoimi niebieskimi oczętami i po chwili zauroczony dorosły Ktoś, usadowił ją na ławeczce pośród rozbawionej gawiedzi :). Niezliczone razy jeszcze tego dnia poszukiwałam swych rozbawionych pociech. Z tej wyprawy utrwalił mi się obraz Emilki, podążającej maleńką ścieżką usypaną złotymi liśćmi, z wyciągniętymi rączkami uciekającej w bliżej nie określonym kierunku. Maćka natomiast z czapeczką na bakier
z okrzykiem Tarzana na ustach, zdobywającego kolejny szczyt wspinaczkowy:)



















































































Dzień się zakończył szczęśliwie. Ciuciubabka zapewne jeszcze nie raz nawiedzi nasz dom i zakłóci jego spokój… coby tylko kończyła się dobrze i pozostawiała jedynie przygody do rozpamiętywania :)

2 komentarze:

  1. Jeśli mi z jednym dziecięciem wyjście z domu zajmuje, bagatela, dwie godziny, to jestem pełna podziwu, że w ogóle wychodzicie:D

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe doobre :), sama też jestem czasem w szoku że nie zapomniałam o którymś z dzieci;)
    Plus jest taki że im są starsze tym lepiej same się orientują że mają podążać za stadem :)

    OdpowiedzUsuń