Było fajosko, ciocia Kasia się spisała i cykcykała i cykcykała i konie pokazała…
Już myślałam że się nie spotkamy na jesienne cykanie, bo przecież drewna do kominka
na zimę trzeba było nawieźć, a tego duuużo i daleko było. Więc chłopaki jak na mężczyzn przystało o rodzinę zadbali i popędzili dzielnie nosić te drwa, a my jak to na dziewczyny przystało popędziłyśmy na zakupy ciuchowe…
Dotarliśmy na szczęście do celu choć nieco przesunęło się wszystko w czasie udało się dopaść ciepłe jesienne złociste słonko.
Kasia dzielnie biegała z aparatem na około naszej rozbrykanej rodzinki wyginała się i pstrykała z każdej strony co się da…
Choć w poniedziałek ze skwaszoną miną oznajmiła iż będę ją nienawidzić bo niewyraźne wyszły i perfekcyjna dusz ją boli że to nie to co by chciała… lecz jak zobaczyłam co wyszło jestem szczerze zadowolona z efektu i serce mamy się raduje na widok tak cudnie uchwyconych urwisów:)
Dzięki Ci Kasiu!!!
Dlaczeeeego ja nie mam takich piegów??? Dlaczeeeegooo???:D
OdpowiedzUsuńKochana Zezullu, farba nam się przez sitko wylała i tak już zostało ;)
OdpowiedzUsuńNie kuś, nie kuś, bo po sitko sięgnę:D
OdpowiedzUsuńHuuuraaaa, Ja sie ciesze ze sie podoba tylko mnie taka niemoc dopadla i blady strach jak się okazalo ze to co mialam w glowie nie jest tym co wyszlo na zdjeciu. Ale niezaleznie od wszytskiego najfajniej jest biegac po łące i odziwiać koniki :D
OdpowiedzUsuń